W dniu dzisiejszym 05.06.2004 - to jest sobota,
Szymon wraz z Jego rodzicami, zabrali mnie ze soba do Wroclawia.
Jechali po babcie Szymon, a On wykombinowal,
ze mozna mnie tezprzy okazji przemycic.
W drodze w kierunku Wroclawia,
Jego rodzice chyba mieli male problemy z odnalezieniem drogi :)
Ale wkoncu odnalezli i pojechalsmy..
Dluga autostrada i okolo 2 godziny drogi jeszcze przed nami..
W tym momencie zaczyna mi sie chciec lac,
chce mi sie i chce coraz bardziej.
Postoju brak.. Dusze, mecze pecherz, ale wytrzymam :)
Potem zaczyna wchodzic w gre takze brzuch.
Burczy :/ Szymon kladzie mi sie na kolana.. ale na kurtce,
wiec jest jakas asymilacja od mojego brzucha,
który nadaje tajne sygnaly :)
Po dlugiej meczarni dojechalismy na miejsce..! Wreszcie :)
Wroclaw.
Tak sie stalo, ze znalezlismy sie przy telewizyjnym BARze,
zupelnie inaczej wyglada na ekranie.. a to taka mala budka :
Potem rynek.. Rynek to juz wysoka klasa!
Piekne budynki.. fontanna.. komiczni ludzie.. mimy.. itp :)
Miasto zyje!
Puby, restauracje, ogódki piwne, fast-foody, sklepy z ciuchami, domy handlowe, sklepy z upominkami..
Tego mi wlasnie brakuje w J-biu..
Nie ma kulturalnego miejsca, jak rynek!
A on nadaje ogromny urok miejscowosci.
Jest pieknie!!!
Wstepujemy do KFC,
spuszczenie cisnienia z pecherzyka,
no i nie ma to jak oryginalna wpadka..
Kurczaczki poszly w ruch, dobre byly,
ale jeden musial ucierpiec i polecial pod stól :/:)
Najedlimy sie i poszli..
Rodzice po babcie, a ja z Szymonem na sklepy!
Zaczelo sie przegladanie, przymierzanie,
lazenie od pólki do pólki..
Ze sklepu do sklepu.
Fajne spódniczki, fajne bluzeczki, fajne torebki
i zjebane ceny :)
Ale fakt faktem, ze niektóre ceny byly wrecz bardzo fajne i przystepne!
Szymonek dzielnie znosil moje wybrzydzanie :)
Chociaz sam mi w tym momentami dorównywal :)
Po 3 godzinach poszlismy do Mc Donalda na Mc Flurry,
bo zoladkowi tez sie nalezy :)
Potem stwierdzilismy,
ze chyba jednak spódniczke moznaby kupic,
Wiec poszlismy do sklepu.. ZAMKNIETY!
Zalamka.. no cóz. Za to kupilismy kolczyka sprytnego (:* dziekuje ;))
Poogladalismy fajne kartki, przeszlismy wokól katedry.
Usiedlismy sobie przy fontannie i czekalismy na rodziców Szymona,
oparlam sie i bylo mi tak fajnie.
Kocham Go, lubie jego czulosc (nie nadmierna), za to wlasnie Go kocham,
nikt mi takiej czulosci oprócz mamy nie oferuje..
Pomyslalam, ze moglabym w sumie jeszcze kupic te kartki,
bo byly ciekawe.. ale zabraklo czasu, bo rodzice Szymona przyszli.
Moja strata, gdzie indzej moze kupie..
W drodze powrotnej zobaczylismy domek barowiczów,
kolejna mala, smieszna chatka.. :)
Nie powiem, bylam juz troche zmeczona tym lazeniem,
wiec sie wtulilam, ale caly czas sie krecilam :/
Szymon odczul to jako moje znudzenie Nim..
BLE ! Potem rozwiazalismy krzyzówke i wyslalismy haslo smsem.
W woli wyjasnienia, jesli obie rzeczy wygramy,
to mja przypadlosc materialistki kaze mi skasowac 500zl ;)
chyba ze wolisz mi oddac telewizor :) Mi sie przyda!
Wrócilismy, na miejscu szybko sie pozegnalam,
zeby nie robic scen milosci - nie lubie komentarzy rodziców :/
Ale bez nich sie nie obylo jak sie dowiedzialam, walek!
Bylo swietnie mimo malych uszczerbków.
Bylo super, extra, zajebiscie :)
I dziekuje Ci Mlody, ze wpadles na pomysl,
zeby mnie zabrac ze soba :)
Kocham Cie!